30 stycznia 2014

Inglot pomadka do ust z serii Matte... Czy ktoś to w ogóle wypróbował zanim na rynek wypuścił?

Witajcie:)

Dziś będzie na nie. Chciałam o tym napisać już jakiś czas temu, ale stwierdziłam, że poczekam, wypróbuje kolejny (już nawet nie wiem który raz) i może jednak nie będzie tak strasznie...
... niestety jestem na nie, a nawet na NIE!


Zaprezentuje Wam największego bubla jakiego kiedykolwiek zdarzyło mi się kupić, mianowicie matową pomadkę z firmy Inglot w numerze 411. Jeszcze do niedawna miałam drugą w numerze 409 (swoją drogą, był to przepiękny, chłodny odcień czerwieni), ale brakło mi do niej cierpliwości i przekazałam ja do testów siostrze).


Inglot nr 411 Matte

W rzeczywistości kolor jest bardziej fioletowy











Ale (wiem, wiem, nie powinno się zaczynać zdania od ale:P ) zacznę od początku.

Pomadka w numerze 411, to zimny fiolet (może, jeśli się dobrze przyjrzeć, z delikatną nutą brązu), który nadaje ustom dość mrocznego:) charakteru. Jest to ten rodzaj koloru, który nie każdemu przypadnie do gustu. Jednym może się kojarzyć wręcz trupio, ja natomiast nie mam najmniejszych oporów przed noszeniem takich oddcieni  na ustach.
Ten wyjątkowy kolor, był właśnie decydującym czynnikiem, który skusił mnie do zakupu tej pomadki. Chociaż, zapach też ma bardzo przyjemny, taki owocowy...:).
Jest ona ze mną od roku i już chyba dłużej nie pozostanie. Najwyższa pora pożegnać się z tym gagatkiem. Kolor i zapach to jej jedyne atuty, ponieważ cała reszta to koszmar.


Aplikacja jest po prostu beznadziejna. Pomadka, jest tak tempa, że rozprowadzanie jej równomiernie na ustach jest niemal niemożliwością (pomimo, że moje usta do specjalnie problemowych nie należą) Jak nałożę na balsam do ust, jest trochę lepiej, ale wtedy szminka się rozpływa jakby poza kontur, wyciera się bardzo szybko, a i tak do ideału jej daleko.
Dodatkowo, szminka lubi się ważyć na ustach, wysusza i podkreśla suche skórki (których u mnie niewiele...).
Co do trwałości, niby całkiem całkiem, ale nie mogę obiektywnie tego ocenić, ponieważ zawsze ją sama ścierałam nie czekając aż zejdzie, ponieważ wyglądałam jakby mi ktoś poprzyklejał kawałki (nie powiem czego) do ust.

Zdjęcie bez lampy: możecie zobaczyć, jak szminka się elegancko zważyła
pomimo, że dopiero co ją zaaplikowałam.
Podobnie jak wyżej, widoczne grudki na ręce...
(w prawdzie kolor przekłamany, ale chciałam Wam zademonstrować
efekt jaki jest po aplikacji).

Dla tych co lubią, dorzucę jeszcze kilka informacji odnośnie samej prezencji 411. Otóż:

  • opakowanie: jest czarne, kwadratowe, najprawdopodobniej metalowe (albo dobrze imitujący metal plastik), jeśli dobrze pamiętam, całość jest jeszcze zapakowana w kartonowe pudełeczko,
  • krycie: kolor jest dobrze napigmentowany, lecz waży się na ustach i schodzi nierównomiernie,
  • pojemność: 4,5 g,
  • cena: 21 zł,
  • dostępność: wyspy/ sklepy Inglot, sklep internetowy producenta,
  • data ważności: 12 m-cy od otwarcia.
Reasumując, piękny kolor i zapach ie są w stanie wynagrodzić mi czasu spędzonego nad próbami aplikacji tego dziadostwa na usta. Nie lubię, gdy moje usta wyglądają na zaniedbane czy przesuszone. Niestety, przy użyciu tego produktu tak właśnie wyglądały.
Swoją droga, mam z Inglota jeszcze jedna pomadkę z innej serii i sprawuje się całkiem fajnie, ale matowej nie  kupie już nigdy. 
Szkoda, ponieważ wciąż jestem na etapie poszukiwań matowego fioletu... (czerwień już chyba znalazłam).

Zdjęcie to idealnie oddaje kolor szminki.

To by było na tyle w tym temacie. Wyszło trochę ponuro (może w nawiązaniu do kolorystyki), ale takie właśnie są moje doświadczenia z pomadką (mogę powiedzieć wręcz z pomadkami, bo 409 spisywała się  identycznie) z serii Matte od Inglot.
Dajcie znać jakie są Wasze opinie na temat pomadek matowych z Inglota. Czy tak jak ja jesteście na nie, czy może nosicie i sobie chwalicie?
Jeśli możecie polecić jakiś ładny, matowy odcień fioletu to czekam na Wasze sugestie:)

PS. Chyba moja złość, rzeczywiście wzbierała we mnie od dawna, ponieważ podczas wykonywania swatchy szminka się (sama oczywiście) złamała...:) ups:P


Trzymajcie się ciepło i do następnego, M.




8 komentarzy:

  1. The first one looks so pretty :)

    OdpowiedzUsuń
  2. thanks :) glad that you like it!

    OdpowiedzUsuń
  3. A na ustach nie wygląda aż tak źle :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To dobrze świadczy o moich ustach:)
    Niestety ta pomadka z nimi nie chce współpracować, zawsze się zważy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Zakupiłam nr 401 (piękny kolor) natomiast nie polecam,ponieważ waży się okropnie!!! Nie da się pomalować ust.

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy16/2/15 10:27

    A właśnie zastanawiałam się nad kupnem szminki z Inglota... Dobrze, że tu trafiłam bo wydałabym niepotrzebnie kase ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Anonimowy11/3/15 14:37

    zgadza się, bardzo chciałam matową pomadkę i juz w sklepie stwierdziłam że coś nie tak, nie dało się pomalować ust tym..

    OdpowiedzUsuń
  8. Własnie wczoraj zakupiłam w odcieniu 413, odcień piękny, delikatny jasny róż, chociaż wypada troszkę blado. Aplikacja porażka,bardzo tempa, waży się i strasznie podkreśla każdą sucha skórkę! Nie polecam

    OdpowiedzUsuń


Droga czytelniczko/czytelniku, dziękuję Ci bardzo za Twój komentarz - dodaje mi on bowiem motywacji do dalszej pracy.
Jeśli Ci się spodobało, mam nadzieję że zostaniesz ze mną na dłużej. Jeśli nie, daj znać nad czym powinnam popracować. Konstruktywna krytyka mile widziana!